Po pół roku oczekiwania, kilku załamaniach nerwowych i niespodziewanym zwrocie akcji zakończonym dwunastoma dniami ciężkiej pracy czteroosobowej ekipy w końcu się opłaciło. Nasza mo(r)derna doczekała się tynków.
Ekipa, która spadła nam z nieba nas nie zawiodła. Rzetelna, fachowa i co w dzisiejszych czasach niespotykane - życzliwa. Być może spotkamy się z nimi za 3 miesiące na gładzie i wykończenia, o ile znajdą dla nas czas :)
Zdecydowaliśmy się na tynki cementowo wapienne, tradycyjne, (nakładane maszynowo). Dlaczego? Po pierwsze, jesteśmy nadal na wsi, ściany muszą charakteryzować się wytrzymałością i odpornością na wszystko :). Co do gładkości ścian to mamy fobię nabytą w starym domu, w którym rzecz jasna wszystko pływa i cieniuje, więc w nowym nie było mowy o braku trzech warstw gładzi. Co jak co, ale ściany muszą wyglądać świetnie, nawet bez lamp czy mebli :) Najdrobniejszym argumentem jest brak rzekomej "chemii", ale ten rachunek rakotwórczości dostatecznue wyrównuje sąsiedztwo, prawdziwi miłośnicy palenia plastiku. W każdym razie, parę miejsc nadal świeci cegłą, że względu na zabudowy z karton-gipsu. Niestety, górne części wnęk okiennych postanowiliśmy też obrobić płytą g-k, przy tej grubości pianki mogłyby pojawić się pęknięcia na tynku.

Powiemy nieskromnie, zaczęło to w końcu jakoś wyglądać. Decyzje, takie jak rezygnacja z podwieszanych sufitów (w których można dużo zła ukryć), czy wybór nienajtańszych profili okiennych (Pixel Oknoplastu) teraz odwdzięcza się przestrzenią, dużą ilością powietrza i idealnymi odcięciami. Dom zaczyna nabierać wyglądu, którego oczekiwaliśmy - kompozycja okien i ściany pokryte cieniami będą tutaj grały główne skrzypce, bo wyposażenie wnętrz będzie dość spartańskie - tak samo jak pozostały na nie budżet :>



A w piątkowy wieczór, każdy szanujący się inwestor znajdzie chwilę na rozrywkę - dzisjaj tetris z gresu II gatunku - wybieramy płytki bez usterek, aby te ułożyć na środku podłogi kotłowni (reszta trafi na boki, pod piec i zostanie pocięta na cokoły). Ścian nie płytkujemy, bo za bardzo nie mamy nawet teraz jak, bo tynki mokrztukie, po drugie szkoda nam kasy, a po trzecie - jakoś wizualnie nam tam zbytnio płytki nie pasują :)

Płytki są na zdjęciu mokre, nie pokaraliśmy się połyskiem. Wymiar 60x60, ciemnoszare, ale mają delikatne żyłki (nienawidzimy ich, ale cena 35zł/m2 (ze 100zł w pierwszym gatunku) nas uwiodła. Kiedy są brudne (a będą prawie zawsze) to nie rzucają się w oczy. Chyba będzie spoko, ale nawet kotłownią trzeba się trochę poprzejmować :)
A fachowiec przychodzi jutro!